O nas
Kontakt

Poznaj Shake Shake Go, najlepiej strzeżoną tajemnicę ogólnoeuropejskiego popu

Laura Kowalczyk

Poznaj Shake Shake Go, najlepiej strzeżoną tajemnicę ogólnoeuropejskiego popu

TylkoGliwice Culture spotyka się z francusko-walijskim potęgą popu, która wydała swój nowy album „Double Vision”.

To był jak dotąd dobry rok dla muzyki i sporządzenie listy najważniejszych wydarzeń na koniec roku tutaj, w TylkoGliwice Culture, nie będzie trudnym zadaniem.

Mimo to, ponieważ jest to rok, który nie przestaje dostarczać muzyki, mamy jedną rekomendację, która rozjaśni pozostałe chłodniejsze dni 2023 roku: nowy album Shake Shake Go „Double Vision”.

Zespół, w skład którego wchodzą Poppy Jones, Kilian Saubusse i Virgile Rozand, pochodzi z… No, całkiem sporo miejsc. Zarówno Saubusse, jak i Rozand są Francuzami, a Jones pochodzi z Walii. Działają już od nieco ponad 10 lat, a po raz pierwszy zdobyli spore grono fanów dzięki singlowi „England Skies” z 2016 roku, pochodzącemu z ich pierwszego albumu „All In Time”. Ich gatunek marzycielskiego folkowego popu sprawił, że stali się kandydatami do występów jako support przed Jamesem Bluntem podczas trasy koncertowej i obiecywali wiele.

Od tego czasu ich brzmienie ewoluowało, a pięć lat od ich drugiego wydawnictwa „Homesick”, „Double Vision” jest bez wątpienia najmocniejszym jak dotąd zestawem piosenek francusko-walijskiego tria.

Szczere i orzeźwiające utwory z trzeciego albumu potwierdzają, że Shake Shake Go jest najlepiej strzeżoną tajemnicą ogólnoeuropejskiego popu. Ich doskonale skalibrowane haczyki, zasilane zapierającym dech w piersiach wokalem Jonesa – który kiedyś przypominał Dido, a teraz często przypomina bardziej słoneczną wersję Romy’ego Madleya Crofta z The xx – mają wyjątkowe działanie oczyszczające. A „Double Vision” to brzmienie zespołu, który odnalazł swój rytm.

Po prostu spróbuj posłuchać nowych utworów, takich jak wzmacniający „Red Woman” lub zapierający dech w piersiach wyróżniający się album „Love Outside The Lines”, nie zalegając im w głowie przez dłuższy czas.

Spotkaliśmy się z zespołem w Lyonie, siedzibie ich nowej wytwórni płytowej, aby porozmawiać z piosenkarką Poppy Jones o albumie, sile, jaką można znaleźć w przyjaźni i wielokulturowych członkach zespołu, a także o zaletach czosnku na przeziębienie i post- Trasa po Brexicie.

Wstrząśnij, wstrząśnij, idź
Wstrząśnij, wstrząśnij, idź

TylkoGliwice Culture: Kiedy wspomniałem, że zamierzam przeprowadzić z Tobą wywiad, niektórzy z moich kolegów zareagowali, mówiąc: „To interesujące imię”. Przypominało to trochę paczkę chipsów, którymi można się potrząsnąć… Pomyślałem, że to może być też okropna technika rodzicielska… Co kryje się za nazwą Shake Shake Go?

Poppy Jones: Kiedy zaczynaliśmy, jeździliśmy koncertami po Wielkiej Brytanii i sami nie mogliśmy wymyślić nazwy. Byliśmy w tym naprawdę źli. Zdecydowaliśmy więc, że pójdziemy na koncert i zorganizujemy konkurs, w którym ludzie będą mogli zaproponować nam nazwę. W tamtym czasie mieliśmy mnóstwo małych instrumentów. Ludzie przyłączali się do nas na ulicy, a mały dzieciak o imieniu Alfie chwycił za shaker i zaczął się z nami bawić. I powiedział: „Och, powinieneś nazywać się Shake Shake Go”. I to było najlepsze z bardzo złej grupy imion. (Śmiech)

Czy pamiętasz innych kandydatów?

Tak! (śmiech) Mieliśmy „Space Cabbage”, „Pagan Assault”… I wiele rzeczy, których nie da się powiedzieć…

Prawdopodobnie tak będzie najlepiej… Twój nowy album „Double Vision” jest już dostępny. Słuchając albumu, uderzyło mnie to, że tytuł doskonale uzupełnia niektóre tematy utworu, na przykład dwoistość emocji. Czy możesz powiedzieć mi coś więcej o tematyce albumu?

Album jest swoistą podróżą przypominającą rozstanie. Masz więc początek podróży, podczas której pojawia się zaprzeczenie sytuacji, złość i smutek. Ale kiedy dojdziesz do drugiego końca, jest radość i samopoznanie, a na końcu przyjaźń. Masz dobre i złe strony i, miejmy nadzieję, zabiera to ludzi w małą podróż.

To twój trzeci album, ale pierwszy, który nagrywasz z niezależną wytwórnią Brickhead z Lyonu. Czy oznaczało to dla Ciebie większą swobodę?

Tak, zdecydowanie. Wszystko zrobiliśmy sami, mając własną wytwórnię, co jest bardzo ekscytujące. A to na 100% oznacza, że ​​możemy podejmować wszystkie decyzje. Co jest miłe – wiedzieć, że jeśli jest coś, co chcemy zrobić, możemy to zrobić. Nie ma żadnego wkładu od osób z zewnątrz, które być może mają powody, dla których chcą coś robić. Decyzje, które chcą podjąć ze względów muzycznych lub finansowych. Dla nas było to naprawdę wspaniałe, że mogliśmy zrobić to sami.

Wydaliście z albumu single „Red Woman” i „Diamond Days”. Klip do tego ostatniego jest znakomity i bardzo efektowny. Został wyreżyserowany przez Davida Tomaszewskiego i przedstawia tańczące śmiecie, różowe trykoty…

Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że możemy współpracować z Davidem. Pracowaliśmy z nim już raz nad starym teledyskiem zatytułowanym „Come Back to Me”. Chcieliśmy ponownie z nim pracować, ponieważ jest geniuszem. W zasadzie spotkaliśmy się z nim w Londynie, wypiliśmy kawę i powiedzieliśmy, że bardzo chcielibyśmy z nim ponownie pracować. Zagraliśmy mu tę piosenkę i pokazaliśmy mu grafikę, którą mieliśmy autorstwa Lény Macki, która jest artystką z Lyonu i jest naprawdę fajna. Gdy tylko mu to pokazaliśmy, można było zobaczyć, jak jego mózg zaczął mówić: „Widzę to… Widzę to…”. Siedzieliśmy tam i obserwowaliśmy geniusza przy pracy. Od razu wpadł na pomysł i bardzo dobrze pasował on do piosenki, ponieważ „Diamond Eyes” opowiada o przyjaźni – szczególnie o przyjaźni z Kilianem i Virgilem. Znamy się naprawdę długo i nawet teraz, po około dziesięciu latach, wciąż jesteśmy zaskoczeni tym, co potrafimy zrobić. Jest wiele niespodzianek, wiele odkryć między naszą trójką. Film pokazuje, że może Ci się wydawać, że wiesz wszystko o jednej osobie, ale jeśli dasz jej szansę, może Cię naprawdę zaskoczyć.

Poppy Jones
Poppy Jones

Obaj twoi koledzy z zespołu są Francuzami. Jesteś z Walii. Porozumiewanie się w jednym języku jest już wystarczająco trudne… Jak to działa i czy ta mieszanka wpływów może udowodnić, że brexit jest błędny?

(śmiech) To siła. Oboje mówią po angielsku, na szczęście bardzo dobrze, bo na początku mój francuski w ogóle nie istniał. W szkole nie uczyłam się francuskiego. Już prawie radzę sobie z angielskim! Naprawdę dobrze nam się współpracuje. Mamy różne wpływy, ponieważ mamy różne kultury, różne sposoby dorastania i sprawiamy, że to działa. Mieszanka kultur i idei jest zawsze siłą.

Jakie są Twoje wpływy?

Zawsze kochałam śpiewać, więc rodzice przedstawili mi wspaniałe śpiewaczki, takie jak Eva Cassidy i Aretha Franklin. Siedziałem w domu z moją płytą CD i próbowałem lubić puszczanie tych samych piosenek. Oczywiście nie na tym samym poziomie co Aretha Franklin. Ale zacząłem tak. Wtedy mój tata, który jest mleczarzem i bardzo interesuje się swoją oldschoolową muzyką, siadał w furgonetce i puszczał mi Bruce’a Springsteena, The Beatles… Mówił: „W tej chwili daję ci edukację muzyczną! ” A potem moja mama bardzo zainteresowała się musicalami… Więc myślę, że miałem dość zróżnicowane wprowadzenie do muzyki! I to się zmienia, ponieważ pomiędzy pierwszym albumem a obecnymi wpływami jest duża różnica.

Jak mógłbyś opisać tę zmianę?

Pierwszy album, o którym mówimy, to folk pop… To nie był wybór, ponieważ przy pierwszym albumie nie mówiliśmy: „Zróbmy album folkowo-popowy”. Myślę, że stało się to naturalnie, ponieważ słuchaliśmy wtedy The Lumineers i naprawdę wciągnąłem się w pierwszy album Arcade Fire… To były duże inspiracje. A teraz, w przypadku „Double Vision”, tak naprawdę nie mogę wskazać konkretnego wpływu muzycznego. Może gdybyśmy tak zrobili, myślę, że Tame Impala stanowiłoby dla nas punkt odniesienia pod względem brzmieniowym. Ale na ten album duży wpływ miało nasze życie, nasze emocje i to, co dzieje się w zespole. Zmiana, nie tylko muzyczna, ale i tekstowa, stała się znacznie bardziej osobista i intymna.

Nagrałeś album między Francją, Wielką Brytanią i Hiszpanią, prawda?

Tak, napisaliśmy album między Francją, Hiszpanią i Anglią i nagraliśmy go w Bretanii.

Czy miałeś wrażenie, że były to różnice w sposobie, w jaki pisałeś teksty i muzykę, w zależności od kraju?

Tak, to zdecydowanie miało wpływ na pisanie. Kiedy słuchamy albumu, możemy usłyszeć, gdzie napisaliśmy określone piosenki. Na potrzeby tego albumu mieliśmy od siebie wiele do uwolnienia i wróciliśmy do Anglii, do Brighton, gdzie założyliśmy zespół. To właśnie tam zaczęliśmy pisać piosenki, które ostatnio bardzo nam chodziły po głowie i które musieliśmy po prostu wyrzucić. Kiedy ponownie odsłuchamy, głębsze utwory zostały napisane w Wielkiej Brytanii. A kiedy już to z siebie wyrzuciliśmy, potrzebowaliśmy trochę świeżego powietrza. Pojechaliśmy do Barcelony. Zatem oczywiście od zimnej Wielkiej Brytanii po słoneczną Hiszpanię jest różnica. I tam napisaliśmy bardziej radosne piosenki, jak na przykład „Diamond Eyes”.

Poppy Jones
Poppy Jones

Piosenka „England Skies” z Twojego pierwszego albumu „All In Time” stała się popularna w 2016 roku. Jak to jest, gdy dopiero zaczynasz i nagle jedna z Twoich piosenek staje się hitem? Czy pisanie kolejnych albumów było dla ciebie dodatkową presją?

W każdym razie nie odczuwam tak dużej presji. Dostaliśmy mnóstwo wiadomości, że po raz pierwszy przyjedziemy i zagramy we Francji. I nie sądziłam, że ktokolwiek zna którąś z tych piosenek! Wychodziliśmy, a oni przez cały czas śpiewali „England Skies”… Pomyślałem sobie: „Wow, to dziwne, ale fajne”. Ale tak naprawdę mieszkałem wtedy w Walii lub Londynie, więc chociaż ta piosenka trochę eksplodowała we Francji, nie byliśmy tu po to. Więc tak naprawdę tego nie doświadczyliśmy. Ludzie mówili mi, że piosenka radzi sobie dobrze, co było fajne, ale w pewnym sensie trochę smutne, że trochę nam jej brakowało! Ale to chyba oznaczało, że nie ciążyła na nas tak wielka presja, że ​​kolejne utwory muszą być tak dobre jak poprzednie. Co dla mnie jest lepsze, ponieważ nie sądzę, że ciśnienie naprawdę pomaga.

Gdzie obecnie przebywasz?

W tej chwili naprawdę nie gdziekolwiek! W pewnym sensie przemieszczamy się wszędzie, próbując wybrać miejsce, które w tej chwili nazwiemy domem, co jest trudną decyzją.

Słyszeliśmy o wielu artystach borykających się z poważnymi trudnościami związanymi z trasami koncertowymi po brexicie. Czy to utrudniało koncertowanie?

Tak, zdecydowanie. To znaczy, w pewnym momencie myśleliśmy, że moglibyśmy osiedlić się w Wielkiej Brytanii, ale bardzo szybko stało się jasne, że tak się nie stanie, ponieważ podróżowanie tam i z powrotem jest po prostu zbyt drogie. Wciąż więc zastanawiamy się, gdzie dokładnie się zatrzymamy. Ale to z pewnością miało wpływ na trasy koncertowe.

Czy masz jakieś rutyny przed koncertem, kiedy jesteś w trasie?

Rzeczywiście, przed każdym koncertem miałem fazę na zjedzenie klementynki, bo chyba raz zjadłem jedną i występ się udał, więc pomyślałem: „Okej, to jest sekret! Za każdym razem zjem klementynę!” Potem wpadłem w paranoję na myśl o przeziębieniu, więc powiedziałem jeźdźcowi, że musimy zjeść czosnek. Bo czytałam, że czosnek jest naprawdę dobry na przeziębienie… Ale kiedy dajesz koncert, a potem idziesz do sklepu i po prostu śmierdzisz czosnkiem, to nie jest wspaniale! W pewnym sensie przestałem to robić!

Wstrząśnij, wstrząśnij, idź
Wstrząśnij, wstrząśnij, idź

Tematem dzisiejszego dnia jest rola sztucznej inteligencji w muzyce. Niektórzy to murują, inni wykorzystują możliwości sztucznej inteligencji… Niedawno ogłoszono ostatnią piosenkę The Beatles – piosenkę, która powstała częściowo dzięki sztucznej inteligencji. Jakie jest Twoje stanowisko w tej sprawie?

Nie jestem fanem. Myślę, że to niesamowite, co potrafi technologia. Ale dla mnie powodem, dla którego sztuka i muzyka są tak wyjątkowe, jest to, że mają ludzki charakter. To osobista historia, to czyjeś emocje. I niezależnie od tego, jak niesamowita może być technologia, nie sądzę, że można ją uzyskać od sztucznej inteligencji.

Za rok wybierasz się w trasę koncertową…

Tak, jestem bardzo podekscytowany, ponieważ minęło sporo czasu, odkąd jesteśmy w trasie, a właśnie ogłosiliśmy daty tras. Jeździmy więc po całej Francji. W marcu zagramy z Transbordeur tutaj, w Lyonie, co będzie wspaniałe, ponieważ Lyon zawsze jest dla nas naprawdę fajny. Potem po raz pierwszy wyruszymy w trasę po Hiszpanii, z czego jesteśmy naprawdę podekscytowani, ponieważ chcieliśmy pojechać tam od lat, a to jest coś, co możemy zrobić teraz, co możemy zrobić dzięki naszej własnej wytwórni. Potem Wielka Brytania, Belgia… Jedziemy wszędzie, gdzie się da!

I na koniec, co jest obecnie na Twojej playliście?

Kiedy kogoś słucham, mam prawdziwą obsesję i będę go słuchać przez jakieś dwa lata! Wciąż mam silną wolę z Gregorym Porterem… Jestem wielkim fanem nowego albumu Hoziera. To samo dotyczy Laury Mvula… A ja właśnie odkryłam Say She She. To trzy kobiety z Ameryki. Myślę, że to dwóch Amerykanów i jedna Brytyjka. Są trochę w stylu Chic-esque i są teraz moją nową obsesją.

Nowy album Shake Shake Go, „Double Vision”, jest już dostępny. Sprawdź tutaj ich nadchodzące daty koncertów.